28.12.2015

Not a party type?

Pracuję trochę nie w swojej bajce (aczkolwiek celowo) i kiedyś (gdzieś tak jeszcze całkiem na początku) pewien przesympatyczny Francuz, sącząc drinka przy naszym barze, zapytał mnie, w które dni to ja prowadzę “club crawl”. O mało nie zabiłam go swoim histerycznym śmiechem. No bo ja i kluby?! Serio, kurwa?
Gdy zresztą w końcu na ten club crawl poszłam, to z kolei moi znajomi nie mogli dać temu wiary: Anka i kluby? Ha, jak widać, da się. Co prawda strasznym kosztem (kac stulecia), ale da się. I skłamałabym gdybym powiedziała, że bawiłam się źle.


21.12.2015

Polska język, głupia język?

Jakby mojej językowej schizofrenii było mi do tej pory za mało, wymyśliłam sobie, że pójdę na studia podyplomowe z edytorstwa, na wydział polonistyczny (bo byli tacy co podejrzewali mnie o edytorstwo po angielsku – ah, I wish!). Zamysł zacny, bo w końcu piszę po polsku niemało, marzy mi się praca w redakcji / wydawnictwie, a wiedzę z zakresu naszego pięknego języka mam wyłącznie „na wyczucie”. Przy czym szybko okazało się, że to wyczucie jest o tyłek rozbić – lepiej sprawuje się w języku angielskim (bo English is easy, English is cool!).
Z całym szacunkiem dla wszystkich polskich filologów: polska język to głupia język.
O mamciu, jak bardzo głupia!


14.12.2015

You're so much more

Sierpniowy wieczór: nad tarasem grantowe niebo upstrzone gwiazdami, na stoliku pachnące malinami świeczki rzucające tańczące cienie, a pod stolikiem zmęczony upalnym dniem pies. W kieliszkach mamy czerwone wino, a na talerzach sałatkę z kurczakiem i orzechami.
Po półrocznej przerwie zbieramy się na odwagę żeby opowiedzieć sobie nasze żenujące i niedające nam spać po nocach historie. I choć obie dotyczą (oczywiście) kwestii damsko-męskich, to są bardzo różne. Ale w miarę jak snuje się pierwsza nieśmiała opowieść, dociera do mnie, że identyczny jest sposób, w jaki o nich myślimy, a co za tym idzie: jak je sobie opowiadamy.  Bo niby niegłupie z nas dziewczyny, a obie pozwalamy targać się innym za te przysłowiowe kłaki, niesłusznie (i zupełnie bez sensu) biorąc na siebie odpowiedzialność za głupotę i niedojrzałość innych.
A to nie tylko głupie ale i frustrujące jest.


7.12.2015

Zajebisty czy przejebany?

Rodzina, w szczerej trosce o mój przyszły żywot, przez długie lata gorliwie (acz z marnym skutkiem) próbowała stępić we mnie wrodzoną impulsywność, gwałtowność i rosnącą z dnia na dzień zadziorność. Ileż to ja razy słyszałam, że muszę mówić ciszej, być delikatniejsza, bardziej kobieca i mniej wulgarna? Nie zliczę. Ale swoje robiłam dalej. Bo tak.
Szczęśliwie, jak by się mogło zdawać, odkąd stopniowo zaczęłam oddalać się od rodzinnego gniazda i nieco uważniej dobierać sobie znajomych, ów biadolenie ewoluowało na sporadyczne (ale jednak!) pochwały mej domniemanej zajebistości. I wiecie, najpierw mnie to obrzydliwie wręcz cieszyło: o jacie, ktoś myśli, że jestem fajna, jak strasznie super!
Tylko że życie toczyło się dalej i jakoś wciąż nic się specjalnie w nim – od tej mojej rzekomej zajebistości – nie zmieniało. A przynajmniej nie tam, gdzie zmieniać się powinno.


30.11.2015

Baba babie do gardła

Od jakiegoś miesiąca, w każdej wolnej chwili, uszami i oczami pochłaniam kolejne odcinki Downton Abbey, wciąż niezmiernie zaskoczona tym, jak zajmujące mogą być dzieje snobistycznego angielskiego rodu i ich służących. Nie spodziewałam się tego po epokowym dramacie, a już niejeden odcinek oglądałam z wypiekami na twarzy.
Niby odległe to czasy i zupełnie inna kultura, a już w pierwszym sezonie, zachowania bohaterów XX wiecznej Anglii (a ściślej mówiąc dwóch bohaterek) naprowadziły mnie na trop uniwersalnych obserwacji: kobieta kobiece najczęściej jest (była i pewnie zawsze już będzie) wrogiem.


23.11.2015

Nie rób mi zdjęć!

Od przeszło siedmiu lat poważnie jaram się fotografią. Od przeszło sześciu jestem dumną właścicielką EOSa. Za ten czas zdążyłam sobie wyrobić nawyk uwieczniania: nie tylko ładnych widoczków, ciekawych zakamarków i drobnych szczegółów, ale również fajnych, życiowych chwil. Uwielbiam do swoich zdjęć wracać (i to nawet tych totalnie kompromitujących!): lubię przyglądać się zatrzymanym chwilom i przypominać sobie jak się wtedy czułam, o kim wtedy za dużo myślałam, jakie miałam marzenia i w co wierzyłam. Lubię uświadamiać sobie jak wiele się zmieniło i jak wiele fajnego udało mi się już przeżyć.
Łatwo z tego lekko patetycznego wstępu wywnioskować, że fotografowanie (wydarzeń i ludzi) jest dla mnie kwestią ważną. I właśnie dlatego, bardzo, ale to bardzo (!) nie lubię, gdy ktoś kręci na to moje fotograficzne zboczenie nosem. A takich jest sporo.


16.11.2015

Kult staropanieństwa

Odkąd nie boję się staropanieństwa (a warto napomknąć, że nie zawsze tak było) i dość otwarcie się do tego przyznaję, coraz częściej nawiedza mnie obawa, że ulegam jakiejś wszechobecnej modzie na Pannę z Kotem, co drzewa przytula. I jak przepowiadają mądrzejsi ode mnie: sama do siebie potencjalnych kawalerów zrażam.


9.11.2015

Nie czekaj, tylko spierdalaj

Wkurwia mnie bardzo jedna rzecz: ludzi bezkrytyczne przystawanie na chujnię.
No, i może jeszcze tych ludzi bzdurne założenie, że wszyscy powinni tak robić: godzić się na półśrodki i akceptować cokolwiek się tam pod nos nie napatoczy.
Ni chuja się z tym nie zgadzam. I prawdopodobnie już nigdy się nie zgodzę.
Bo nikt ci, kurwa, nie będzie mówił, co powinnaś/ieneś czuć, myśleć, wiedzieć i wybierać.
Ani co i jak masz, kurwa, mówić i pisać.
Nikt ci, kurwa, nie ma prawa wmawiać, że działasz nielogicznie, niedojrzale i bez sensu.
Nikt ci, kurwa, nie może wmówić, że popełniasz błąd i będziesz tego potem gorzko żałować.
Twoje życie jest w twoich rękach i musisz być skończonym debilem (albo wybitnie biernym i bezbarwnym człowiekiem, co w sumie i tak na jedno wychodzi), jeśli bez walki – a czasem nawet z niekrytą radością, tudzież ulgą – oddajesz / podporządkowujesz je komuś innemu.


2.11.2015

Muzyczny snobizm

Nie znam się na muzyce, ani trochę. Ale od jakiegoś czasu absolutnie nie potrafię wyobrazić sobie świata, życia i siebie samej bez niej. Co prawda jeszcze trzy lata temu w miejsce muzyki wstawiłabym Muse, ale czasy się zmieniły. I ja też. Owszem, gdybym musiała wybrać jednego wykonawcę do końca życia, wciąż bez wahania postawiłabym na Muse. Ale na szczęście niczego wybierać na razie nie muszę i słuchać mogę cokolwiek mi się podoba. A podoba mi się coraz więcej.
I tak właśnie, w miarę tej mojej coraz szerszej, muzycznej świadomości, coraz bardziej wkurwiają mnie ludzie przejawiający muzyczny snobizm (nie żebym sama go w pewnym stopniu nie przejawiała…). A takowych wyróżniam cztery główne (tu lekko przerysowane) typy.


26.10.2015

Wiem czego chcę

Brzmi fajnie, nie? Dla niejednego zagubionego jest to pewnie wyznacznik ogarnięcia, a może i nawet obiekt zazdrości. Ha, też tak myślałam. Bo przecież lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. Jak się już wie, to życie po prostu musi być prostsze, co nie?
Otóż rozczaruję was: wiem czego chcę i to tu dopiero zaczyna się mój prawdziwy problem.

19.10.2015

"To tylko..."

Mam propozycję: usiądź sobie wygodnie i zastanów się przez chwilę, ile razy w życiu usłyszałeś/aś zdanie zaczynające się od „to tylko…”. I jak bardzo cię to „tylko” zabolało.
No bo przecież to tylko sprawdzian.
To tylko studia. To tylko praca. To tylko włosy. To tylko przeziębienie. To tylko lektorat. To tylko pół roku. To tylko… i masz ochotę przypierdolić prosto między oczy.
To „tylko” można wstawić wszędzie i choć brzmi tak niewinnie, to tylko rozwala od środka.


12.10.2015

Chyba mamy problem

Jedziemy z Jakubem tramwajem. A jak my gdzieś razem zmierzamy (czy raczej Jakub ma (nie)szczęście zmierzać gdzieś razem ze mną…) to pewnym jest, że wydarzy się coś dziwnego. Tym razem był to ekscentryczny starszy pan, w okularach i brązowym kapeluszu z wielkim białym piórem, którym co chwilę muskał szybę. Czytał sobie krakowski dodatek Gazety Wyborczej i odczuwał, jak się szybko okazało, wielką potrzebę podzielenia się swoimi mądrościami w postaci niewinnych żarcików z obcymi ludźmi, którymi tego słonecznego popołudnia byliśmy akurat my. Pośmialiśmy się z tych jego żartów kulturalnie i po chwili wróciliśmy do swoich zajęć: pan do czytania gazety, a my do plotkowania. 
I nie pamiętam co dokładnie powiedziałam, ale Pan się nagle gwałtownie do nas odwrócił i pyta:
- Mogę Państwu jeszcze powiedzieć, jaka jest różnica między kobietą, a mężczyzną?
Zaintrygowani, kiwamy głowami.
- Kobieta zawsze mówi o sobie  „chyba”, a facet, choć czasem może nawet powinien, nigdy „chyba” nie powie.
Wymieniamy z Jakubem szybkie spojrzenia, bo taki jakiś trochę poważniejszy ten żart.
- No… w sumie to trochę w tym prawdy jest – wybąkujemy jedno przez drugie.
- Ja mam dziesięć córek i ja wiem co mówię – rzece pan.  
No i cóż, istotnie wie co mówi, trzeba mu przyznać.

5.10.2015

Komunikacja miejska

Odkąd mieszkam w Krakowie, jestem wielką fanką komunikacji miejskiej: z perspektywy studenta jest tania i wygodna. I (pomijając awaryjne przypadki) dostarcza mi sporo frajdy. Zresztą niewiele jest na świecie piękniejszych, melancholijnych obrazków, od tych wielkomiejskich, zdeformowanych świateł w kroplach deszczu na szybie mknącego tramwaju.
Ale jak tramwaje uwielbiam, a w metrze Londyńskim się wręcz kocham, tak oczywiście są cztery sprawy – a mówiąc ściślej zachowania ludzi z tej komunikacji korzystających – które doprowadzają mnie do szału. I jak wynikło z moich ostatnich rozmów, nie tylko mnie.

28.09.2015

Devil in the details

Taka tam przeciętna sytuacja, gdy po dość burzliwym przedyskutowaniu błahego problemu, moja Mama, zmartwionym tonem wyszeptuje mi w słuchawkę:
- Ale Aniu, nie możesz wszystkich tak od razu skreślać.
Oj Mamo, Mamo. Oczywiście, że mogę i z premedytacją to właśnie robię.
Bo skoro mnie inni skreślają z łatwością, to dlaczego ja nie miałabym skreślać ich? Bo dobro wraca? Może wraca, ale nie widzę powodu dla którego ów dobro miałabym równać wyfrajerzaniu się. A granica między jednym a drugim dla wielu jest, jak się okazuje, wybitnie wręcz cienka. Bo problem tkwi w detalach.


21.09.2015

Przepraszam, czy dolecimy?

Stosunek do latania mam raczej ambiwalentny: z jednej strony zawsze mnie to stresuje, a z drugiej strasznie jara. Zresztą moje doświadczenia w tej sferze trochę przypominają te z kolejkami górskimi i koncertami: na samym początku przeszłam taki chrzest bojowy, że nic już nie jest mi szczególnie straszne. Bo wierzcie: podczas mojej podróży z Nowego Jorku do Chicago, rozklekotanym, małym samolotem American Airlines, przez samo epicentrum burzy, modliłam się już (!) tylko o szybką i w miarę bezbolesną śmierć – byłam pewna, że nie dolecimy.
A od pamiętnego, przełomowego roku 2008, startowałam i lądowałam na pokładzie samolotu już 20 razy. Co oczywiście oznacza, że mam własną, krótką listę problematycznych / irytujących / stresujących zjawisk i zachowań na pokładzie samolotu. I, o dziwo, nie ma wśród nich turbulencji.

14.09.2015

A gdybym była facetem...

W moim nowym (stosunkowo) miejscu pracy (hostel w sercu Krakowa) mam okazję (jak dla mnie fantastyczną) współpracować z czterema obcokrajowcami: dwoma z Australii, jednym z Londynu i jednym z Brazylii. Wszyscy czworo są młodzi, energiczni i mega sympatyczni, a łączy ich w gruncie rzeczy ta sama historia: przyjechali do najpiękniejszego miasta w Polsce na trochę dłużej niż kilka dni, i znaleźli sobie pracę w hostelu, w którym przy okazji nocują.
Gdy zdarzy się nam na zmianie jakaś luźniejsza chwila, to ich trochę podpytuję: na ile, dlaczego i jak ten ich plan dokładnie działa. I jak mi tak mniej lub bardziej ochoczo o tym opowiadają, to się mimowolnie zaczynam zastanawiać, dlaczego, do cholery jasnej, sama jeszcze na to nie wpadłam? Dlaczego by nie zrobić sobie przerwy po studiach, wyruszyć w świat i pracować w hostelach w miastach, które najbardziej mnie interesują? Oczami wyobraźni już widzę siebie w hostelach w Londynie, Dublinie, Cardiff i Edynburgu!
A potem przypominam sobie jeszcze jeden łączący ich element: płeć.

7.09.2015

Nie chcę mi się

Robią mi remont przed oknem: stary chodnik na kostkę brukową wymieniają.
Na widok przylepionego do drzwi ogłoszenia, że od poniedziałku zaczną się prace remontowe, pomyślałam sobie: „ale fajnie, wreszcie będę miała pod klatką równą powierzchnię na której moja walizka nie będzie gubić kółek!”.
W rzeczony poniedziałek, wracając zmęczona do domu, na widok dwóch panów siedzących na czterech płytach chodnikowych w popołudniowym słońcu (pokaźny piwny brzuszek jednego z nich pięknie odbijał promienie słoneczne), nagle uświadomiłam sobie, że to przecież jest Polska, polscy robotnicy i polska wspólnota mieszkaniowa.
Dwa tygodnie trwało zamienienie „mojego” chodnika w piaskownicę. Kolejne dwa zeszły nie wiem na czym, bo co powrót do domu, nie dostrzegałam żadnej różnicy: panowie zawsze siedzieli na tych ułożonych płytkach chodnikowych, mrużąc oczy do słońca.


31.08.2015

Niekobieca kobieta

O tym, że irytują mnie ludzie na siłę próbujący zrobić remanent w mojej szafie, już tutaj napisałam. I właśnie z tego względu absolutnie nie może tu zabraknąć moich trzech groszy w temacie ich najbliższych krewnych, którzy stawiają krok dalej i prosto z szafy zaglądają mi do kosmetyczki. Zadając to jedno, „niewinne” pytanie:
- Anka, ty nie wiesz co to tusz do rzęs, nie?
No. A z tej kosmetyczki to już im bardzo niedaleko do wyrecytowania mi całego opasłego poradnika pt. „jak być kobietą”.


24.08.2015

Ale się najebałem!

[temat alkoholowy, ale bynajmniej nie o uzależnieniu czy ludzkich dramatach alkoholem podszytych; w tym temacie polecam posłuchać Liquid State i obejrzeć Pod Moncym Aniołem]

To może nie zabrzmi zbyt dobrze, ale przynajmniej będzie szczere: lubię alkohol. Kocham zimny browar po ciężkim dniu i ciężkie życiowe rozkminy przy czerwonym winie, zagryzane dobrym serem. Uwielbiam wpadać na szoty do Pijalni Wódki i Piwa (szczególnie w poniedziałki), czy spędzać wieczory w pubach na piwku mniej lub bardziej regionalnym. Wódkę z tego podstawowego zestawienia lubię w gruncie rzeczy najmniej, ale na weselach, ogniskach czy rodzinnych zjazdach często jest – przyznaję – niezastąpiona.
Ale jak lubię alkohol, tak kompletnie nie pojmuję celowości „najebywania się”.

17.08.2015

I won't settle for less

Na przeciętnie nudnych zajęciach, doodlując sobie w notatkach i planując w głowie wieczorne posiedzenie przed komputerem, nagle słyszę nad uchem koleżankę:
- Boże, jakie pierdoły, w pracy się przynajmniej uczę pierdoł, za które mi płacą.
Podśmiewam się delikatnie, równocześnie decydując się na offowy film pod kołdrą, z anansową zieloną herbatą w moim ulubionym kubku.
I nagle, nie wiedzieć czemu, przed oczami staje mi przebojowy filmik z serii “MKP przestrzega”, w którym balans bieli zmienia się ze sceny na scenę, bo, jak widać, montażysta, choć ewidentnie przodujący w wykorzystywaniu efektu zwolnionego tempa, na obróbce materiału trochę się jednak wyłożył.
Przerywam bazgrolenie i marszczę czoło. Mózgu, mój mózgu, co ty chcesz mi tym zakomunikować? Jaki związek mają pierdoły w pracy koleżanki z balansem bieli w filmiku o tramwajowym wypadku?


10.08.2015

Minusy dużego miasta

Na stałe w dużym mieście (tj. Krakowie) mieszkam od niedawna (bo od niecałych dwóch lat) i na razie jestem tak mocno zakochana i nakręcona na wszystko co mi ta jego wielkość oferuje, że wręcz trudno mi się czymkolwiek frustrować. Ale nie ma rzeczy niemożliwych – w parze z moją miłością zawsze idzie doza nienawiści, więc i Kraków dziś oberwie.

3.08.2015

Don't wear bright colours

To zawsze zaczyna się niewinnie.
Mogę Ci zadać jedno pytanie? Mało subtelne.
No spoko, wal śmiało, wszak do najsubtelniejszych nie należę, nie należałam i należeć już pewnie nigdy nie będę. A w myślach śmiało dodaję sobie jeszcze, że nie ma takiej rzeczy, którą moglibyście mnie zagiąć. O ja nieświadoma!
Dlaczego nosisz takie worki? Powinnaś nosić bardziej dziewczęce ubrania.


Jak mogę (a nawet lubię) dyskutować z ludźmi na różne tematy, i zazwyczaj staram się być przy tym wyrozumiała, otwarta i “gąbczasta”, tak jest jeden temat, który powoduje, że opadam z sił i momentalnie zamykam się w sobie: temat ubioru.

27.07.2015

Kultura wątpliwa

O ciemnych stornach obcowania z kulturą już zdarzyło mi się wpis popełnić (do wglądu tutaj). Dziś będzie o kulturalnym zachowaniu (czy może raczej jego chronicznym braku). W pięciu krótkich aktach.

20.07.2015

Ty singlu zafajdany!

Tekst można traktować jako kontynuację TEGO

Stoimy we dwie na przystanku, autobus znowu się spóźnia, wiatr piździ po oczach, a my znowu gadamy o tym, jak to niektórym znajomym odwala, gdy znajdują sobie tę sławetną, drugą połówkę. Która, jak się okazuje, ma monopol na kontakty. I nagle, trochę z bólem, a trochę z niedowierzaniem, budzimy się w świecie, w którym przyczepia nam się metkę singla. Metkę, która, z bliżej nieokreślonego powodu, nagle zdaje się mówić o nas więcej niż sześć lat rzekomej przyjaźni, litry wylanych łez i cały dysk twardy słodkich sekretów.
Ot, z dnia na dzień ewoluujesz z pełnowymiarowej osoby na niepełnego w swym ziemskim bycie singla. Bo ci z drugą połówką u boku, ciebie bez niej, już trochę inaczej liczą. Tak przez pół. Albo wcale.

13.07.2015

Bloguj z głową, albo wcale

Dziś o blogowaniu. A ściślej ujmując: o pięciu przykazaniach, do których, według mnie, każdy bloger powinien się albo sumiennie stosować, albo blogowanie rzucić od razu.


6.07.2015

Co ty masz do moich skrzydeł?

Idziemy na wskroś krakowskim rynkiem, dojadając frytki po poniedziałkowym strzelaniu w pijalni. Kroczę sobie już na tym przyjemnym poziomie tipsy, z entuzjazmem dzieląc się optymistyczną wersją moich wielkich, życiowych planów: bo to ten dobry dzień, gdy czuję, że wszystko się uda. Kraków taki obrzydliwie piękny, słońce z nieba rozgrzewa policzki, miejski gwar jest jak miód na uszy, a ja mogę sobie góry przenosić. Przerzucać może nawet. Na drugą stronę półkuli, lekką ręką. I wtedy właśnie pada to sakramenckie zdanie.
- Wiesz, ja ci dobrze życzę, ale tak łatwo i pięknie to na pewno nie będzie.
I tak oto, z moich ust, niczym z przebitego szpilką balonika, wraz ze świszczącym powietrzem, ulatnia się cały, calusieńki entuzjazm. Czuję jak mój mózg ekspresowo trzeźwieje, a w kącikach ust zbiera się ślina na wiązankę przekleństw.
Jak doceniam szczerość i racjonalizm, tak kurwa bez przesady. Bo czy ty wróżką jesteś, żeby wiedzieć jak moja przyszłość może albo nie może wyglądać?


29.06.2015

Co jest nie tak z feminizmem?

Krótko mówiąc: absolutnie wszystko.
Ale zanim dacie się wywieźć na manowce i weźmiecie mnie za wielką tradycjonalistkę: jestem feministką i to publicznie zdeklarowanąTylko że ów deklaracja łączyła się ze smutnym obowiązkiem definiowania o jaki feminizm mi właściwie chodzi: i to właśnie jedno z tego absolutnie wszystkiego. Rzecz jasna, wszystkiego spisywać tu nie będę. Zamiast tego prezentuję cztery hajlajty.


22.06.2015

Irytek apeluje

“Ja pierdolę, kurwa jebana ich mać” przeklnie pod nosem, ku zniesmaczeniu starszej Pani w autobusie, która miała nieszczęście stanąć sobie koło tejże młodej, niewychowanej osoby.
Jasne, możesz mu dobrze radzić, czy nawet z sercem na dłoni łagodnie i konstruktywnie krytykować: wnętrzności i tak mu się przekręcą, dłonie drzwiami z impetem trzasną, a z ust soczysta wiązanka przekleństw wyleci wprost w pustą przestrzeń zasięgu uszu sąsiadów. Dopuszcza się też wariacje w postaci ubytków na własnym zdrowiu (np. rozwalenie sobie małego palca o drzwi łazienki), jako efekt uboczny niekontrolowanego napadu złości.
Cześć, witaj w świecie Irytka, dla którego irytacja stanowi drugie imię, a wkurw jest ulubioną dyscypliną sportową.


15.06.2015

Skąd tu tyle ludzi?

Bynajmniej nie mogę o sobie powiedzieć, że jestem koncertowym weteranem, ale naście pełnowymiarowych (i z definicji raczej „rockowych”) koncertów mam już za sobą. A jak się było w życiu na kilkunastu żywiołowych koncertach, to się zaczęło zauważać pewne (wkurwiające, rzecz jasna) mechanizmy zachowań ludzkich. I stąd mój krótki, subiektywny przewodnik po chujowych ludziach napotkanych w koncertowym tłumie.


8.06.2015

Panna z kotem, co drzewa przytula

Po obejrzeniu polskiego filmu godnego polecenia (Body/Ciało), siedzimy sobie z koleżanką na ławce na Plantach, wpieprzamy przesłodzone lody z McDonalda i z wyraźnym niesmakiem obserwujemy parę obściskującą się pięć ławek dalej. I wtedy przypomina nam się to jedno zabawne zdanie, które padło w ww. filmie: stare panny co do drzew się przytulają.
W kąśliwym komentarzu zauważamy, że tych uciążliwych starych panien przy drzewach jakoś wciąż jeszcze nie uświadczyłyśmy, a za to na widok obściskujących się par na Plantach (i we wszystkich innych miejscach publicznych) narażone jesteśmy za każdym razem, gdy decydujemy się wyjść z domu. Szybko dochodzimy też do zgodnego wniosku, że przytulanie drzew wcale nie brzmi tak źle, szczególnie jeśli mogą to być brzozy. Lepsza bowiem brzoza (czy nawet dąb), niż skończony idiota. Bo, tak w ogóle, to na związki – szczególnie te pokroju pięciu ławek dalej – jesteśmy chyba jednak za mądre.

[na zdjęciu Maja]

Zatrważająco często słyszę od starszych od siebie wiekiem i doświadczeniem osób, że nie mogę całe życie oczekiwać chodzącego ideału, który na dodatek sam zdecyduje się skrzyżować swoją drogę z moją ścieżką. Dobrodusznie radzi mi się zaprzestać patrzenia na wszystkich z góry (wszak przecież sama idealna nie jestem) i zaleca się znaczne obniżenie wymagań. Inaczej – o zgrozo! – nigdy nikogo sobie nie znajdę.
Nie żeby ktoś wcześniej spytał, czy w ogóle szukam.

1.06.2015

Zamiast chwalić, podaj dalej

Siedzimy sobie przy piwku, rozmawiamy o rzekomej kreatywności, produktywności i całej tej motywacji do działania. Pada kilka słów na temat mojego bloga, i to nie z moich ust, więc wbijam wzrok w swoje palce skrupulatnie odzierające piwo z etykietki.
To już trzeci raz, gdy z czyichś ust słyszę, że przydałaby mi się reklama i większy rozgłos.
I nic nie mogę na to poradzić: oczami wyobraźni widzę jak mój uścisk na butelce robi się zbyt mocny i zielone szkło z hukiem rozsypuje się na milion drobnych kawałków, mocząc moje świeżo wyprane dżinsy złotym płynem.
Kurwa mać i wszystkie inne przekleństwa w przepięknym języku polskim!
Żyjemy w 21 wieku, gdzie prawie każdy obywatel przed trzydziestką ma konto na fejsbuku, w tym średnio co drugi ma więcej niż 300 znajomych. Co trzeci ma też konto na instagramie, snapchacie, twitterze i innych tumblerach. Jak ten mój blog taki fantastyczny, dobrze napisany i trafny, to czemu, kurwa, nie udostępnisz go na swojej tablicy? Dlaczego nie podlinkujesz posta, który rzekomo tak Cię uderzył, swoim followingującym? Kampania reklamowa? Rozgłos? A od czego są ludzie? Czy nie taka przypadkiem była idea blogowania? Od słowa do słowa, tablicy do tablicy i koło samo się toczy.

25.05.2015

Najpierw wycierp, potem doceń

Wiecie, co? Miarka się ostatecznie przebrała. Naprawdę rzygam już ludźmi, którzy pierdolą na prawo i lewo (bo inaczej się tego nazwać nie da), że żeby "prawdziwie" cieszyć się życiem, trzeba najpierw swoje wycierpieć. Tak samo jak każdym jednym, co zawzięcie twierdzi, że żeby "prawdziwie" pisać, trzeba być najpierw nieszczęśliwym. Przy czym, jasna sprawa, z racji moich osobistych pseudo-artystycznych zapędów Ci drudzy wkurwiają mnie bardziej.


Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, usiłuje się nam wmawiać, że osoby, które nie przeżyły (tudzież nie przeżywają) „prawdziwych” dramatów, nigdy nie będą w stanie dobrze pisać. Tak jakby to co najmniej odgórnie ustalone i jedyne dostępne kryterium było.
Jasne, bo monopol na pisanie ma tylko ten psychicznie losem zmaltretowany.

18.05.2015

Ogłuchniesz przecież!

Chodź tak dalej w tych słuchawkach, a wejdziesz pod auto w końcu! – rzece ciocia.
Zobaczysz, że kiedyś od tych słuchawek ogłuchniesz w końcu! – woła mama.
No pewnie, że ogłuchnę. I umrę też kiedyś przecież, prędzej czy później. Jak wszyscy.
Ale i tak będę sobie dalej wszędzie w tych słuchawkach chodzić.


Przyjęłam do wiadomości: psuję sobie słuchawkami słuch. Mhm.

11.05.2015

Poszedłbym na wojnę i grał bohatera

Co byś zrobił, gdyby była wojna i żołnierz SS dałby ci wybór: albo sam zabijesz jednego Żyda, albo to on zabije ciebie? Nacisnąłbyś spust?
Oczywiście, że nie. Przecież to jest takie proste pytanie! Przecież to nawet nie byłby żaden heroizm! Tak bym po prostu zrobił. Bo tak trzeba. I tak się robi.


Widać Różę z zachwytem oglądnąłeś, Pokłosie z błotem zmieszałeś, a W Ciemności o zdradę wizerunku Polaka oskarżyłeś. Bo ty byś przecież wszystko Żydom bezinteresownie. I nie, oczywiście, że nie dałbyś zabić Żyda. Prędzej sobie kulkę w łeb. Oczywista oczywistość!
jak na co dzień bywam kurewsko wręcz naiwna, tak tutaj moja naiwność flaczeje do cna.

4.05.2015

Słowem frustrującego wstępu

Parafrazując moje Guru: jeśli jeszcze raz otrzymam od pani wiadomość rozpoczynającą się od “witam”, może się pani spodziewać wiadomości zatytułowanej “żegnam”.
A teraz, żeby było jasne: mój stosunek do blogowych wstępów jest taki sam jak mojego Guru do „witam” na początku maila, szczególnie zaś, gdy na owym wstępie rzekoma lawina postów się kończy. Dlatego na serdeczne powitanie nie macie co liczyć. Wyczerpujące informacje o tym kim jestem, co tu robię i robić przez najbliższy czas zamierzam, znajdziecie myszkując w menu po prawej stronie: wszystko żółto na czarnym, polecam.


Do rzeczy. Układ proponuję następujący: ja piszę (o moich frustracjach, w razie jakby to jeszcze jasne nie było), a wy czytacie, komentujecie i na dobrą sprawę robicie, co chcecie. Oczywiście w granicach rozsądku i dobrego smaku, bo lania się po cyber-twarzach tolerować nie zamierzam. Ale frustrować się tutaj pozwalam (a nawet zalecam) do zrzygania.