5.10.2015

Komunikacja miejska

Odkąd mieszkam w Krakowie, jestem wielką fanką komunikacji miejskiej: z perspektywy studenta jest tania i wygodna. I (pomijając awaryjne przypadki) dostarcza mi sporo frajdy. Zresztą niewiele jest na świecie piękniejszych, melancholijnych obrazków, od tych wielkomiejskich, zdeformowanych świateł w kroplach deszczu na szybie mknącego tramwaju.
Ale jak tramwaje uwielbiam, a w metrze Londyńskim się wręcz kocham, tak oczywiście są cztery sprawy – a mówiąc ściślej zachowania ludzi z tej komunikacji korzystających – które doprowadzają mnie do szału. I jak wynikło z moich ostatnich rozmów, nie tylko mnie.


Panie plus jeden
I tu bynajmniej nie chodzi o pań gabaryty. Mowa o paniach (bo to zawsze są panie, nigdy panowie), które wchodzą do tramwaju z osobą towarzyszącą w postaci siat, tudzież toreb, co to, rzecz jasna, muszą mieć swoje własne miejsce. Siedzące. Najlepiej od okna, żeby sobie mogły miasto podziwiać i zrelaksować się po ciężkim dniu.
Ciekawe tylko, czy panie bilet za swoje wierne towarzyszki skasowały.

Telefoniczna spowiedź
Potępieni Ci, co zadzwonią do mnie w trakcie podróży: połączenie zrzucę, albo odbiorę warknięciem pt. „nie mogę gadać, zadzwoń za 10/20/30 minut”. Nienawidzę gadać przez telefon, gdy jestem w drodze – krępuje mnie to na tyle, że nawet w najbardziej naglących przypadkach staram się ograniczyć długość rozmowy do minimum.
Ale bardziej od gadania przez telefon podczas podróży, nienawidzę ludzi się przez telefon w drodze spowiadających. Ileż to ja już razy wysłuchałam życiowych dramatów Gabrysi, Krzysia i Martynki, i to nieraz pomimo założonych słuchawek! No że im nie jest głupio! Nie kumam jak tak można. I właśnie dlatego bardzo żywiołowo kibicuję spotowi „Weźże gadaj ciszej”.

Bydło w drzwiach
W godzinach szczytu nawet tramwaj potrafi być koszmarem (bo w moim odczuciu autobus bywa nim i bez dzikich tłumów). I to już nawet nie dlatego, że jest ciasno, duszno i, nie przymierzając, jak na koncercie, ale dlatego, że ludzie rzadko kiedy potrafią się przyzwoicie zachować. I taki przykładowo Franek stoi sobie w drzwiach w słuchawkach i w dupie ma panią, która uprzejmie prosi go o przepuszczenie, bo to jej przystanek. Albo – na co już tutaj zresztą narzekałam – szanowni wsiadający, którzy głęboko w poważaniu mają wysiadających. Niektórzy niby czekają aż inni wysiądą, ale trochę ciężko to zrobić, gdy tym swoim uprzejmym czekaniem blokują ci całe wyjście. Gromkie brawa za nieudolne używanie mózgu.

Gapie
Sama się czasem lubię na kogoś w tramwaju (szczególnie ładnych chłopców) popatrzeć. Ale popatrzeć, nie natarczywie gapić. Bo gapiów to ja nie znoszę. Siądzie taki naprzeciwko ciebie i przez bite 23 minuty nie odrywa wzroku od twojej twarzy, książki, czy torebki. Na nic się zda twoje groźne spojrzenie, czy celowo puszczony skrzyw, bo gapie mają to do siebie, że nic ich nie złamie. Ba, lepiej już unikać ich wzroku, niż narażać się na jakieś wulgarne gesty, które, rzecz jasna, sprowokowany czy nie, bardzo chętnie wykona. Okropieństwo!

Dodalibyście coś od siebie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz