Gdy pracujesz w środowisku, gdzie wódka leje się wartkim strumieniem, na samym początku efekty jej nadużywania wydają ci się bardzo zabawne. Nagle masz tyle nowych anegdot do opowiadania! A to o chłopaku sikającym do cudzej walizki, a to o dziewczynie chlustającej piwem po twarzy dwóch różnych facetów, a to o koledze co zasnął na kiblu, czy o tak bardzo najebanych gościach, że nie potrafią trafić palcem w przycisk domofonu.
Jest co opowiadać i jest z czego się śmiać, i to między innymi dlatego tak bardzo polubiłam tę pracę. Tylko że ten śmiech, tak z biegiem czasu, to trochę mi na ustach zaczął gorzknieć. Bo mimo że sama wypić lubię, to imprezowe realia jednak nie są (i już raczej nie zostaną) moją bajką. I tak oto, można by już rzec „swoim zwyczajem”, zaczęłam z tej kolorowej, podlanej % rzeczywistości wyławiać ciemniejsze barwy. Których po pijaku wśród pijanych (samych swoich) w ogóle nie widać, a które na trzeźwo (w pracy) aż rażą.