Pracuję trochę nie w swojej bajce (aczkolwiek celowo) i kiedyś (gdzieś tak jeszcze całkiem na początku) pewien przesympatyczny Francuz, sącząc drinka przy naszym barze, zapytał mnie, w które dni to ja prowadzę “club crawl”. O mało nie zabiłam go swoim histerycznym śmiechem. No bo ja i kluby?! Serio, kurwa?
Gdy zresztą w końcu na ten club crawl poszłam, to z kolei moi znajomi nie mogli dać temu wiary: Anka i kluby? Ha, jak widać, da się. Co prawda strasznym kosztem (kac stulecia), ale da się. I skłamałabym gdybym powiedziała, że bawiłam się źle.