28.12.2015

Not a party type?

Pracuję trochę nie w swojej bajce (aczkolwiek celowo) i kiedyś (gdzieś tak jeszcze całkiem na początku) pewien przesympatyczny Francuz, sącząc drinka przy naszym barze, zapytał mnie, w które dni to ja prowadzę “club crawl”. O mało nie zabiłam go swoim histerycznym śmiechem. No bo ja i kluby?! Serio, kurwa?
Gdy zresztą w końcu na ten club crawl poszłam, to z kolei moi znajomi nie mogli dać temu wiary: Anka i kluby? Ha, jak widać, da się. Co prawda strasznym kosztem (kac stulecia), ale da się. I skłamałabym gdybym powiedziała, że bawiłam się źle.


21.12.2015

Polska język, głupia język?

Jakby mojej językowej schizofrenii było mi do tej pory za mało, wymyśliłam sobie, że pójdę na studia podyplomowe z edytorstwa, na wydział polonistyczny (bo byli tacy co podejrzewali mnie o edytorstwo po angielsku – ah, I wish!). Zamysł zacny, bo w końcu piszę po polsku niemało, marzy mi się praca w redakcji / wydawnictwie, a wiedzę z zakresu naszego pięknego języka mam wyłącznie „na wyczucie”. Przy czym szybko okazało się, że to wyczucie jest o tyłek rozbić – lepiej sprawuje się w języku angielskim (bo English is easy, English is cool!).
Z całym szacunkiem dla wszystkich polskich filologów: polska język to głupia język.
O mamciu, jak bardzo głupia!


14.12.2015

You're so much more

Sierpniowy wieczór: nad tarasem grantowe niebo upstrzone gwiazdami, na stoliku pachnące malinami świeczki rzucające tańczące cienie, a pod stolikiem zmęczony upalnym dniem pies. W kieliszkach mamy czerwone wino, a na talerzach sałatkę z kurczakiem i orzechami.
Po półrocznej przerwie zbieramy się na odwagę żeby opowiedzieć sobie nasze żenujące i niedające nam spać po nocach historie. I choć obie dotyczą (oczywiście) kwestii damsko-męskich, to są bardzo różne. Ale w miarę jak snuje się pierwsza nieśmiała opowieść, dociera do mnie, że identyczny jest sposób, w jaki o nich myślimy, a co za tym idzie: jak je sobie opowiadamy.  Bo niby niegłupie z nas dziewczyny, a obie pozwalamy targać się innym za te przysłowiowe kłaki, niesłusznie (i zupełnie bez sensu) biorąc na siebie odpowiedzialność za głupotę i niedojrzałość innych.
A to nie tylko głupie ale i frustrujące jest.


7.12.2015

Zajebisty czy przejebany?

Rodzina, w szczerej trosce o mój przyszły żywot, przez długie lata gorliwie (acz z marnym skutkiem) próbowała stępić we mnie wrodzoną impulsywność, gwałtowność i rosnącą z dnia na dzień zadziorność. Ileż to ja razy słyszałam, że muszę mówić ciszej, być delikatniejsza, bardziej kobieca i mniej wulgarna? Nie zliczę. Ale swoje robiłam dalej. Bo tak.
Szczęśliwie, jak by się mogło zdawać, odkąd stopniowo zaczęłam oddalać się od rodzinnego gniazda i nieco uważniej dobierać sobie znajomych, ów biadolenie ewoluowało na sporadyczne (ale jednak!) pochwały mej domniemanej zajebistości. I wiecie, najpierw mnie to obrzydliwie wręcz cieszyło: o jacie, ktoś myśli, że jestem fajna, jak strasznie super!
Tylko że życie toczyło się dalej i jakoś wciąż nic się specjalnie w nim – od tej mojej rzekomej zajebistości – nie zmieniało. A przynajmniej nie tam, gdzie zmieniać się powinno.