Gdy jeszcze marzyła mi się praca w roli redaktora tekstu (przeszło mi jak poszłam na edytorskie studia podyplomowe), poszłam na rozmowę o pracę do pewnego krakowskiego wydawnictwa. Na tej rozmowie (która bardziej przypominała monolog) zasugerowano zaś, że a) jestem za młoda by mieć swoją własną filozofię życiową; b) jestem za stara żeby zostać pisarką i c) powinnam gruntownie przemyśleć swoje życie, bo odsuwając się od kościoła wiele tracę. Tak, to była najgorsza rozmowa o pracę jaką moglibyście sobie wyobrazić, tak, mam po niej namacalną wręcz traumę i wcale nie mam ochoty o niej ze szczegółami opowiadać. Najistotniejsze co chcę jej przywołaniem przekazać, to to, że ten sam człowiek, który swoimi uroczymi sugestiami sprawił, że poczułam się jak kupka gówna, na moje – całkiem szczere i niewinne – stwierdzenie, że „nie wykluczam wyjazdu za granicę”, zapytał z wyrzutem:
- Matko Święta, a dlaczego wszyscy młodzi ludzie stąd wyjeżdżają?
Potem dodał jeszcze coś o bezczelnej, zachodniej propagandzie i mydleniu oczu, które mi już powoli nachodziły łzami. Bezsilnej złości. Bo temu panu bardzo przydałby się dyktafon i lusterko. Sam jest bowiem najlepszą odpowiedzią na to nurtujące wszystkich „prawdziwych patriotów” pytanie.