25.05.2015

Najpierw wycierp, potem doceń

Wiecie, co? Miarka się ostatecznie przebrała. Naprawdę rzygam już ludźmi, którzy pierdolą na prawo i lewo (bo inaczej się tego nazwać nie da), że żeby "prawdziwie" cieszyć się życiem, trzeba najpierw swoje wycierpieć. Tak samo jak każdym jednym, co zawzięcie twierdzi, że żeby "prawdziwie" pisać, trzeba być najpierw nieszczęśliwym. Przy czym, jasna sprawa, z racji moich osobistych pseudo-artystycznych zapędów Ci drudzy wkurwiają mnie bardziej.


Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, usiłuje się nam wmawiać, że osoby, które nie przeżyły (tudzież nie przeżywają) „prawdziwych” dramatów, nigdy nie będą w stanie dobrze pisać. Tak jakby to co najmniej odgórnie ustalone i jedyne dostępne kryterium było.
Jasne, bo monopol na pisanie ma tylko ten psychicznie losem zmaltretowany.

18.05.2015

Ogłuchniesz przecież!

Chodź tak dalej w tych słuchawkach, a wejdziesz pod auto w końcu! – rzece ciocia.
Zobaczysz, że kiedyś od tych słuchawek ogłuchniesz w końcu! – woła mama.
No pewnie, że ogłuchnę. I umrę też kiedyś przecież, prędzej czy później. Jak wszyscy.
Ale i tak będę sobie dalej wszędzie w tych słuchawkach chodzić.


Przyjęłam do wiadomości: psuję sobie słuchawkami słuch. Mhm.

11.05.2015

Poszedłbym na wojnę i grał bohatera

Co byś zrobił, gdyby była wojna i żołnierz SS dałby ci wybór: albo sam zabijesz jednego Żyda, albo to on zabije ciebie? Nacisnąłbyś spust?
Oczywiście, że nie. Przecież to jest takie proste pytanie! Przecież to nawet nie byłby żaden heroizm! Tak bym po prostu zrobił. Bo tak trzeba. I tak się robi.


Widać Różę z zachwytem oglądnąłeś, Pokłosie z błotem zmieszałeś, a W Ciemności o zdradę wizerunku Polaka oskarżyłeś. Bo ty byś przecież wszystko Żydom bezinteresownie. I nie, oczywiście, że nie dałbyś zabić Żyda. Prędzej sobie kulkę w łeb. Oczywista oczywistość!
jak na co dzień bywam kurewsko wręcz naiwna, tak tutaj moja naiwność flaczeje do cna.

4.05.2015

Słowem frustrującego wstępu

Parafrazując moje Guru: jeśli jeszcze raz otrzymam od pani wiadomość rozpoczynającą się od “witam”, może się pani spodziewać wiadomości zatytułowanej “żegnam”.
A teraz, żeby było jasne: mój stosunek do blogowych wstępów jest taki sam jak mojego Guru do „witam” na początku maila, szczególnie zaś, gdy na owym wstępie rzekoma lawina postów się kończy. Dlatego na serdeczne powitanie nie macie co liczyć. Wyczerpujące informacje o tym kim jestem, co tu robię i robić przez najbliższy czas zamierzam, znajdziecie myszkując w menu po prawej stronie: wszystko żółto na czarnym, polecam.


Do rzeczy. Układ proponuję następujący: ja piszę (o moich frustracjach, w razie jakby to jeszcze jasne nie było), a wy czytacie, komentujecie i na dobrą sprawę robicie, co chcecie. Oczywiście w granicach rozsądku i dobrego smaku, bo lania się po cyber-twarzach tolerować nie zamierzam. Ale frustrować się tutaj pozwalam (a nawet zalecam) do zrzygania.