25.04.2016

Sorry Polsko

Gdy jeszcze marzyła mi się praca w roli redaktora tekstu (przeszło mi jak poszłam na edytorskie studia podyplomowe), poszłam na rozmowę o pracę do pewnego krakowskiego wydawnictwa. Na tej rozmowie (która bardziej przypominała monolog) zasugerowano zaś, że a) jestem za młoda by mieć swoją własną filozofię życiową; b) jestem za stara żeby zostać pisarką i c) powinnam gruntownie przemyśleć swoje życie, bo odsuwając się od kościoła wiele tracę. Tak, to była najgorsza rozmowa o pracę jaką moglibyście sobie wyobrazić, tak, mam po niej namacalną wręcz traumę i wcale nie mam ochoty o niej ze szczegółami opowiadać. Najistotniejsze co chcę jej przywołaniem przekazać, to to, że ten sam człowiek, który swoimi uroczymi sugestiami sprawił, że poczułam się jak kupka gówna, na moje – całkiem szczere i niewinne – stwierdzenie, że „nie wykluczam wyjazdu za granicę”, zapytał z wyrzutem:
- Matko Święta, a dlaczego wszyscy młodzi ludzie stąd wyjeżdżają?
Potem dodał jeszcze coś o bezczelnej, zachodniej propagandzie i mydleniu oczu, które mi już powoli nachodziły łzami. Bezsilnej złości. Bo temu panu bardzo przydałby się dyktafon i lusterko. Sam jest bowiem najlepszą odpowiedzią na to nurtujące wszystkich „prawdziwych patriotów” pytanie.

18.04.2016

Zmęczony student

...to sfrustrowany student. 

Gdy w czerwcu zeszłego roku z ulgą decydowałam się na przedłużenie magisterki i studia podyplomowe, nie bardzo potrafiłam wyobrazić sobie życie bez studiów, bo to, co rozpościerało się po nich ziało na mnie jedną wielką czarną dziurą, której panicznie się bałam. Dziś, odczuwając wyraźne (i słuszne) zmęczenie studenckim materiałem (czemu wyraz poniekąd dałam tutaj i tutaj), nie mogę się doczekać aż wreszcie w tą straszliwą, czarną dziurę wskoczę. To nie tak, że mój paniczny strach przez te ostatnie miesiące zmalał – ja po prostu wreszcie czuję ekscytację tym co nowe, obce i nieznane. A to znak, na który czekałam: nadszedł czas by domknąć stare rozdziały, powiedzieć „do zobaczenia” i ruszać po nowe.
Bo mam już naprawdę dość: studentów, wykładowców i uczelnianych murów.


11.04.2016

Szafiarskie pułapki

Praca z młodymi ludźmi daje mi szerokie pole do obserwacji: przyglądam się i przejezdnym i lokalnym i wyciągam wnioski. Niektóre są nowe i odkrywcze, inne oklepane i znajome, ale wreszcie z własnym materiałem źródłowym. Większość z moich (szczególnie tych bardziej gorzkich) obserwacji rozbija się oczywiście o te cholerne – męczone tutaj od samego początku – metki. Najchętniej jeszcze te przypinane kobietom. Przez inne kobiety.
I dziś znowu o tym. Odnoszę bowiem wrażenie, że większość moich koleżanek – czy to nowych czy starych – śmiało (choć błędnie) zakłada, że nie zdaję sobie sprawy jak dużo mogłabym zyskać, gdybym zaczęła się troszkę śmielej i bardziej kobieco nosić. A ja akurat świetnie zdaję sobie z tego sprawę. Widzę, obserwuję, oceniam i wyciągam wnioski: nałogowo, odkąd pamiętam, więc wiem doskonale jak to działa. Wiem, że mogłabym zmienić swój image, i to wcale nie takim znowu wielkim kosztem. Tylko po co, skoro tego najzwyczajniej w świecie po prostu (na ten moment przynajmniej) nie chcę…?

4.04.2016

Wychowaj go sobie

Jakiś czas temu Malvina Pe opublikowała fajny, niedługi tekst o matkach swoich facetów. A ja, niedługo przed tego tekstu przeczytaniem, usłyszałam coś, co podsunęło mi na talerz kolejny frustrujący temat „około-panieński”, który w trakcie spisywania bezpośrednio zlał mi się z tym, co przekazuje w swoim tekście Malvina. Ale może po kolei.
Wynajęty apartament w małej, alpejskiej miejscowości: po sześciu godzinach na stoku, siedzimy przy stole nad porzeczkową nalewką i mój ulubiony wujaszek udziela mi rzekomo uniwersalnych porad. Z życia wziętych.
- Teraz to ci będzie coraz trudniej. Bo jak jeszcze trafiasz na młodego i szybko się hajtasz, to sobie zdążysz go wychować, a później? Już nie wiesz na co trafisz, same skrzywione przypadki.
Mama z ciocią kiwają głowami, a mi oczy powoli wyłażą z orbit. Nie komentuję, ale w głowie już mi się zapisuje tytuł tego tekstu.


28.03.2016

Świętuj i daj świętować

Zarówno dwa lata temu, jak i w zeszłym roku, temat świąt kompletnie zignorowałam – przewinął się tylko na zdjęciach. W tym roku pomyślałam sobie „a co mi tam, jak już stawiać na zmiany, to jedźmy po całości”. No więc i tekst o religii jest. Tak jakby.
Zacznę bowiem od magisterki, którą piszę (nieco nieudolnie) o wpływie traumy na tożsamość. Bo choć bohater pierwszej analizowanej przeze mnie powieści traumy na tle religijnym bynajmniej nie ma (dajmy biedakowi trochę odetchnąć), to bardzo (a wręcz niezdrowo) fascynuje się kryzysem religijnym, jaki dopadł jego dziewiętnastowiecznego przodka. I choć opisy żywota Matthew Pearce’a są moimi najmniej lubianymi fragmentami tej powieści (wiktoriańskie piekiełko), to po drugim czytaniu przyznaję, że, szczególnie w tym świątecznym okresie, bardzo osobiście je odbieram.

21.03.2016

Rozmiar S

Niektóre zmiany, które (może powoli, ale intensywnie i bez przerwy) zachodzą w moim mózgu (czasem wkurwiająco nieobliczalnym) bardzo mi się podobają. Jedną z takowych jest na przykład moje ślamazarne, ale coraz bardziej skuteczne (i śmiałe) przejmowanie kontroli nad swoim “body image” – czyli czymś, z czym większość kobiet (jeśli nie każda) ma problem, i to całkiem poważny.
Choć wciąż bardzo daleko mi w tej sferze do stanu, w którym docelowo chciałabym się znaleźć (i tu zaznaczmy wyraźnie: stanu mentalnego, nie rozmiarowego), to wiem już, że jestem na dobrej drodze i poruszam się po na tyle stabilnym gruncie, że napisanie o tym tekstu, raczej nie odwinie mi po twarzy rykoszetem.


14.03.2016

Miło z jego strony

Po bardzo emocjonującym weekendzie, jadę sobie z koleżanką porannym tramwajem. Choć godzina spędzona na basenie pomogła uwolnić część kotłujących się we mnie emocji, to i tak z trudem idzie mi usiedzieć na miejscu. No więc wałkujemy temat, choć rozwałkowany jest już tak, że prześwituje. Po raz dziesiąty (wciąż z wypiekami na twarzy) opowiadam jej jaka to niespodziewanie fajna impreza była, aż tu koleżanka rzuca, niby to niewinnie:
- Miło z jego strony, że cię nie wykorzystał.
W pierwszym momencie w ogóle nie reaguję, kompletnie pochłonięta wspomnieniami. Sens jej słów dociera do mnie z dużym opóźnieniem i mrozi mnie z trzech powodów.

7.03.2016

Co za cipa

Burzcie się na ten tytuł ile chcecie, ale jeśli jesteś kobietą i nigdy tego nie usłyszałaś, to albo masz jakieś nienaturalnie zajebiste szczęście do ludzi i miejsc, albo w ogóle nie wychodzisz z domu (lub tylko w słuchawkach, za co w sumie leci do ciebie mój przysłowiowy lajk).
I wbrew pozorom to wcale nie będzie tekst o feminizmie. To będzie tekst o macicy.

29.02.2016

Egzaminy są do kitu

Sesja egzaminacyjna za nami, więc można sobie, bez zbędnego nadstawiania karku, ponarzekać na akademicki (i edukacyjny tak w ogóle) system. Bo ja, poza wkurwianiem się na moje studia podyplomowe (które miały być spełnieniem marzeń, a okazały się bardziej udręką niż pomocą na drodze do celu), bardzo nie lubię egzaminów.
Nigdy ich nie lubiłam, bo nigdy nie byłam w nich szczególnie dobra. Ale dobitnie zdałam sobie z ich beznadziejności sprawę, gdy po tygodniu spędzonym w Alpach, wróciłam do Krakowa prosto na egzamin. Egzamin po bardzo długiej przerwie.
Zasiadłam przy stoliku, podpisałam kartkę w odpowiednim miejscu i zakasałam rękawy do roboty. Przez pierwsze parędziesiąt sekund miałam bardzo pozytywne podejście. Po minucie mój entuzjazm opadł, bo w pierwszym zadaniu odpowiedzi byłam pewna tylko dwóch. A najgorsze, co może ci się przydarzyć na egzaminie to niepewność. Ewentualnie ta fałszywa, podstępna pewność, która zawsze prowadzi na manowce.

22.02.2016

Bo to zły człowiek był

Kiedyś, po siedmiu godzinach spędzonych na uczelni, mając godzinę na zbyciu jak zwykle wpadłam do Havany na herbatkę i przeprowadziłam randomową, ale za to bardzo głęboką rozmowę z pewnym Irlandczykiem, który ładował w kuchni swojego iphone’a. I choć zaczęliśmy od chujowych ładowarek i niezastąpioności herbaty, to nie owijaliśmy w bawełnę i od tego, co robi w Krakowie (odwiedza przyjaciół, którym właśnie urodziła się córka) szybko przeszliśmy do dalekosiężnych planów, toksycznych związków, mentalnych problemów i życiowych filozofii. Waliliśmy wnioskami i doświadczeniami jak z karabinu maszynowego, bez żadnych ogródek. Uwielbiam takie rozmowy najbardziej na świecie!
No i będąc przy temacie toksycznych związków, wciąż gorliwie potakując głową i rzucając kolejne „yeahexactly”, uświadomiłam sobie jedną, bardzo oczywistą (a jednak jakby nową) rzecz: zwykliśmy (niesłusznie!) za niepowodzenie winić drugą osobę, a nie związek. A to nigdy nie powinno sprowadzać się do drugiej osoby. Bo to nie ona była tutaj zła.


15.02.2016

7 mniej wesołych wniosków z pracy

Powszechnie wiadomym już jest, że pracuję w party hostelu w samym centrum Krakowa i tę pracę bardzo lubię. Od kilku dobrych miesięcy niewiele innych tematów można ze mną w ogóle poruszyć. Jestem od tych ludzi i tego specyficznego tempa poważnie uzależniona. Ale tak jak rozpływałam się tutaj nad zbawiennym tej pracy wpływem, tak teraz przyszedł czas na minusy, czy raczej oczywiste oczywistości, które praca skutecznie mi odświeża.


8.02.2016

Żeby nie zgłupieć

Siedzę na tym niby-to-wygodnym, zielonym krześle już trzecią godzinę. Przerwa jest, wyłożyłam na ławkę Kindle’a i zagryzam jabłko, gdy koleżanki i koledzy przerywają swoje radosne anegdoty o dzieciach i/lub kotach, i słyszę za plecami:
– Ja tak sobie czasem chodzę na studia jakieś właśnie, żeby nie zgłupieć.
Koduję informację, która nieco zlała mi się z czytanym właśnie opowiadaniem i marszczę czoło. Dociera, co usłyszałam. I mam ochotę uciekać. Z krzykiem.


1.02.2016

Dear brain, please shut up

Wszystkie znamy to z autopsji: Asia nie lubi swojego nosa, Kasia narzeka na łydki, Martyna chętnie przeszczepiłaby sobie cudze włosy, Magda nienawidzi swojego brzucha, a Natalia notorycznie zasłania ręką uśmiech, bo nie cierpi swoich zębów.
Ja te swoje bolączki również mam, ale im starsza jestem, tym mniej się przejmuję swoim wielkim tyłkiem czy kwadratowym uśmiechem, a za to z minuty na minutę coraz bardziej wkurwiam się na swój mózg. Z którego to powodu, średnio kilka razy dziennie, nucę w myślach (dla mnie już kultowy) kawałek Misi FFmój mózg działa, jak on działa, nic nie działa, nabić działa działami łami bum bum bum. W mózg.
Bo czasem to by mu się przydało oberwać z działa. Serio.

25.01.2016

Drink your brain away

Gdy pracujesz w środowisku, gdzie wódka leje się wartkim strumieniem, na samym początku efekty jej nadużywania wydają ci się bardzo zabawne. Nagle masz tyle nowych anegdot do opowiadania! A to o chłopaku sikającym do cudzej walizki, a to o dziewczynie chlustającej piwem po twarzy dwóch różnych facetów, a to o koledze co zasnął na kiblu, czy o tak bardzo najebanych gościach, że nie potrafią trafić palcem w przycisk domofonu.
Jest co opowiadać i jest z czego się śmiać, i to między innymi dlatego tak bardzo polubiłam tę pracę. Tylko że ten śmiech, tak z biegiem czasu, to trochę mi na ustach zaczął gorzknieć. Bo mimo że sama wypić lubię, to imprezowe realia jednak nie są (i już raczej nie zostaną) moją bajką. I tak oto, można by już rzec „swoim zwyczajem”, zaczęłam z tej kolorowej, podlanej % rzeczywistości wyławiać ciemniejsze barwy. Których po pijaku wśród pijanych (samych swoich) w ogóle nie widać, a które na trzeźwo (w pracy) aż rażą.


18.01.2016

Narciarskie frustracje

Frustrat ze mnie pierwsza klasa, więc i na stoku narciarskim frustruję się bez końca. I, co zaskakujące, wszystkie moje największe frustracje dotyczą ludzi, a nie warunków pogodowych, od których (rzekomo) białe szaleństwo jest w największym stopniu uzależnione. Bo ja nienawidzę ludzi, szczególnie w tłumach, a w alpejskich kurortach narciarskich tłumy operują non-stop, szczególnie gdy świeci słońce i wszyscy wpadają na pomysł zaliczenia widokowych tras. Oj tak, dziś będzie o narciarskich potwornościach.

11.01.2016

Don't bore me

Czasami czytam bzdurne książki. Mówię „bzdurne” nie dlatego, że są głupie czy źle napisane (wręcz przeciwnie), ale dlatego, że zazwyczaj nic nowego do mojego życia nie wnoszą, a ja od książek (i nie tylko) wymagam zazwyczaj mocnego pierdolnięcia. Wiadomo jednak, że czasem potrzeba ci jakiejś przyjemnej lektury do poczytania w tramwaju. No i w jednej takiej właśnie, bohaterka upomniała marudzącego bohatera dwoma bardzo mądrymi zdaniami: You’re not boring. You’ve got to stop saying thator people will start believing you*. Te zdania przypomniały mi bowiem, że jest jedna sprawa, o której jeszcze tu nie napisałam, a która wkurza mnie bardzo. Może nawet bardziej niż wszystkie inne, bo obserwuję ją codziennie na swoim własnym, beznadziejnym przykładzie.
Równanie jest wybitnie proste: ludzie myślący o sobie źle, przedstawiają się źle.

4.01.2016

Co wypada?

Zapewne już zdążyliście się przyzwyczaić: jestem z rodzaju osób, które dużo myślą, a jeszcze więcej wniosków i przemyśleń spisują. I tak na przykład, przy okazji wyborów, zrozumiałam (i zapisałam sobie), że światopoglądowo, o wiele bliżej mi do lewicy niż prawicy. Dlaczego? A no bynajmniej nie dlatego, że wolę partię X od partii Y (ba, prędzej zostanę fanką znienawidzonego boksu niż dam się wciągnąć w te polityczne przepychanki), ale dlatego, że wierzę w dowolność (i mnogość) życiowych ścieżek. I prawo do ich samodzielnego wybierania. A tego typu „otwartość” częstsza jest jednak po lewej stronie.