12.10.2015

Chyba mamy problem

Jedziemy z Jakubem tramwajem. A jak my gdzieś razem zmierzamy (czy raczej Jakub ma (nie)szczęście zmierzać gdzieś razem ze mną…) to pewnym jest, że wydarzy się coś dziwnego. Tym razem był to ekscentryczny starszy pan, w okularach i brązowym kapeluszu z wielkim białym piórem, którym co chwilę muskał szybę. Czytał sobie krakowski dodatek Gazety Wyborczej i odczuwał, jak się szybko okazało, wielką potrzebę podzielenia się swoimi mądrościami w postaci niewinnych żarcików z obcymi ludźmi, którymi tego słonecznego popołudnia byliśmy akurat my. Pośmialiśmy się z tych jego żartów kulturalnie i po chwili wróciliśmy do swoich zajęć: pan do czytania gazety, a my do plotkowania. 
I nie pamiętam co dokładnie powiedziałam, ale Pan się nagle gwałtownie do nas odwrócił i pyta:
- Mogę Państwu jeszcze powiedzieć, jaka jest różnica między kobietą, a mężczyzną?
Zaintrygowani, kiwamy głowami.
- Kobieta zawsze mówi o sobie  „chyba”, a facet, choć czasem może nawet powinien, nigdy „chyba” nie powie.
Wymieniamy z Jakubem szybkie spojrzenia, bo taki jakiś trochę poważniejszy ten żart.
- No… w sumie to trochę w tym prawdy jest – wybąkujemy jedno przez drugie.
- Ja mam dziesięć córek i ja wiem co mówię – rzece pan.  
No i cóż, istotnie wie co mówi, trzeba mu przyznać.


Bo ja się momentalnie zaczęłam nad tym zastanawiać i już po niespełna trzydziestu sekundach wiedziałam, że, cholera jasna, gość trafił w samo sedno. To cholerne „chyba”! Tak niewinnie wyłapane z jakiegoś przypadkowego zdania, którego teraz nawet nie pamiętam! A na jego miejsce przychodzą dziesiątki innych przykładów, jak na zawołanie: chyba go lubię. Chyba naprawdę tego chcę. Chyba tamtego w życiu nie potrzebuję. Chyba się stąd wyprowadzę. Chyba powinnam to wreszcie zakończyć. Chyba poszukam nowej pracy. Chyba w końcu stąd wyjadę. Chyba napiszę tę książkę. Przecież ja nawet w pamiętniku nadużywam słowa „maybe” i wszystkich jego możliwych synonimów! No bo chyba mogę / powinnam / najwyższy czas to / tamto / sramto zrobić…?
Eureka: durne „chyba” jako kolejny przykład na utajoną dyskryminację samych siebie! Brawo kobiety, jesteście chyba niepoważne. Chyba nawet bardzo.
W cholerę z tym naszym chyba! Skończ, zmień, wyjedź i napisz, a nie pierdol, że chyba to zrobisz, bo chyba możesz. Przecież słowa, cholera jasna, mają znaczenie. Większe niż nam się wydaje, nawet używane podświadomie. A może właśnie przede wszystkim wtedy.  
Zastanówmy się przez moment: przecież to nasze głupie „chyba”, wrzucane mimochodem tu i ówdzie, dosadnie wręcz pokazuje, jak bardzo niepełne i uzależnione (nieświadomie, rzecz jasna) jesteśmy od opinii zewnętrznej (a w czasie przeszłym najpewniej od opinii dziadka / ojca / męża) – jak nie ma potwierdzenia, to nie ma pozwolenia i sprawa zamknięta. Nie jesteś ani piękna, ani mądra, ani silna, ani zabawna, albo może w ogóle nie jesteś. Bo pozwalasz sobie na to głupie, niewinne „chyba” w co drugim zdaniu, szczególnie gdy dotyczy ono ciebie samej.
Jasne, koloryzuję i przesadzam. Ale gość w kapeluszu z piórem powiedział prawdę.
Bo faceci, jakby się tak przysłuchać, rzeczywiście zdecydowanie rzadziej używają słowa „chyba”, zwłaszcza w stosunku do samych siebie. A za to nadużywają słów pokroju „na pewno”.
wkurwia mnie to. I to tym bardziej, że jestem przekonana, że, mimo tego tramwajowego objawienia sponsorowanego przez ekscentrycznego pana w wielkim kapeluszu, prędko swojego „chyba” ze słownego ogródka nie wyplewię. Bo cwaniak zakorzenił się głęboko w podświadomości, i jest więcej niż pewne, że jeszcze długo będzie odrastał.
Choć przynajmniej teraz już wiem, jak ten głupi chwast wygląda.
Serio, kobiety, w cholerę z tym naszym „chyba”! Powiedz, że na pewno, albo w ogóle odpuść sobie przyimek. Zrobisz, zmienisz, napiszesz, możesz. 
To wcale nie jest takie trudne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz