1.06.2015

Zamiast chwalić, podaj dalej

Siedzimy sobie przy piwku, rozmawiamy o rzekomej kreatywności, produktywności i całej tej motywacji do działania. Pada kilka słów na temat mojego bloga, i to nie z moich ust, więc wbijam wzrok w swoje palce skrupulatnie odzierające piwo z etykietki.
To już trzeci raz, gdy z czyichś ust słyszę, że przydałaby mi się reklama i większy rozgłos.
I nic nie mogę na to poradzić: oczami wyobraźni widzę jak mój uścisk na butelce robi się zbyt mocny i zielone szkło z hukiem rozsypuje się na milion drobnych kawałków, mocząc moje świeżo wyprane dżinsy złotym płynem.
Kurwa mać i wszystkie inne przekleństwa w przepięknym języku polskim!
Żyjemy w 21 wieku, gdzie prawie każdy obywatel przed trzydziestką ma konto na fejsbuku, w tym średnio co drugi ma więcej niż 300 znajomych. Co trzeci ma też konto na instagramie, snapchacie, twitterze i innych tumblerach. Jak ten mój blog taki fantastyczny, dobrze napisany i trafny, to czemu, kurwa, nie udostępnisz go na swojej tablicy? Dlaczego nie podlinkujesz posta, który rzekomo tak Cię uderzył, swoim followingującym? Kampania reklamowa? Rozgłos? A od czego są ludzie? Czy nie taka przypadkiem była idea blogowania? Od słowa do słowa, tablicy do tablicy i koło samo się toczy.



Do tej pory wydawało mi się, że cała siła cyberprzestrzeni polega właśnie na tym, że ludzie w niej istniejący (a dzięki fejsbukowi istniejemy w niej prawie wszyscy) sobie pomagają. Współdziałają. Ale odkąd sama usilnie próbuję tworzyć i dotrzeć z tym do trochę szerszej liczby ludzi, mam wrażenie, że stałam się kompletnie niewidzialna.
I nie ważcie się tu na mnie naskoczyć, że mogłam zwyczajnie w świecie poprosić, bo to mnie jeszcze bardziej wkurwia. Na nachalny spam własną twórczością jeszcze mnie nie stać (ale mam szczerą nadzieję, że niebawem zacznie, bo póki co najbardziej tracę na tym ja).
Poza tym, kurwa, chyba trudniej o wyraźniejszy apel niż ten, który wysyłam w ogóle coś publikując. Uważam to za bardzo żałosne, takie oczywistości tłumaczyć, ale w razie jakbyście naprawdę nie zdawali sobie z tego sprawy: jak wrzucam w te Internety teksty oznaczone moim własnym nazwiskiem, publikuję do nich linki na fejsbuku i twitterze, to chyba jasne, że CHCĘ żeby ludzie to czytali. To wynika z definicji publikowania, nawet tego internetowego. Chcę żeby ludzi to dotykało, wkurwiało, skłaniało do przemyśleń, dyskusji i komentarzy. Chcę usłyszeć jak wam się mnie czyta. Chcę od was wsparcia lub konstruktywnej krytyki.
Na pewno za to nie chcę mieć poczucia, że rzucam swoją pracę w eter.
I tak ma każdy publikujący twórca, bez względu na to czy o tym głośno mówi czy nie. Jakbym nie chciała się tym dzielić i coś tym zdziałać, to bym nie publikowała. Proste. A to, że świat uczy nas teraz o wszystko się dopominać, nie znaczy, że wszyscy tak zrobią.
Więc następnym razem, zamiast pierdolić ogólnikami jak bardzo lubisz moje teksty i straszliwie mi kibicujesz, pokaż to udostępniając, komentując i podając dalej. Jeśli czymś faktycznie do ciebie przemówiłam i naprawdę ci się podobało: nie będziesz miał z tym najmniejszego problemu.
W przeciwnym razie odpuść sobie komentarze o potrzebie przeprowadzenia kampanii reklamowej bloga, na którą mnie nie stać.

3 komentarze:

  1. Przydałby Ci się lepszy szablon tez. Dobrze piszesz, ale blog wygląda wciąż amatorsko. Przerzuc się na WordPressa, kup jakiś tani przejrzysty szablon z dobrze dobraną typografią, wszystko będzie od razu lepiej się prezentowalo nawet zdjęcia. Ewentualnie tumblr. Blogspot to przeżytek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za radę, ale podziękuję: na blogspocie mi dobrze, z własnym amotorskim szablonem też. Nie profesjonalny layout chcę tutaj sprzedawać, a blogspot to platforma jak każda inna i nie sądze by miała tutaj jakieś specjalne znaczenie.
      A na wordpressie i tumblerze i tak już jestem ;)

      Usuń
  2. W Twoich tekstach widzę coraz więcej nieudolnego podrabiania bloga Malviny Pe. Bardzo wymuszone i sztuczne są te "kurwy" na każdym kroku.

    OdpowiedzUsuń