29.06.2015

Co jest nie tak z feminizmem?

Krótko mówiąc: absolutnie wszystko.
Ale zanim dacie się wywieźć na manowce i weźmiecie mnie za wielką tradycjonalistkę: jestem feministką i to publicznie zdeklarowanąTylko że ów deklaracja łączyła się ze smutnym obowiązkiem definiowania o jaki feminizm mi właściwie chodzi: i to właśnie jedno z tego absolutnie wszystkiego. Rzecz jasna, wszystkiego spisywać tu nie będę. Zamiast tego prezentuję cztery hajlajty.



1)     Nazwa.
Nie ma co ukrywać, problem tkwi już w samej nazwie. Nawet odkładając na bok wszelkie (liczne) zabarwienia historyczne, trudno nie kojarzyć słowa FEMINIZM bezpośrednio – i wyłącznie – z kobietami. I choć prym w ruchu feministycznym zawsze wiodły i wciąż wiodą kobiety, warto zaznaczyć, że to bynajmniej nie jest ruch dotyczący wyłącznie kobiet. Żyjemy w społeczeństwie, a podstawą społeczeństwa są relacje międzyludzkie – na nic się zda wywalczona przez kobiety niezależność (tudzież wolność), jeśli nie będzie respektowana i wspierana przez mężczyzn. Feminizm jest (albo przynajmniej powinien być) ruchem społecznym – łączącym, a nie dzielącym nas na dwa wrogie sobie obozy.

2)    Stosunek do mężczyzn.
Zaskakująco dużo feministek nie podziela opinii odnośnie tego, że panowie powinni włączyć się (i to zdecydowanie) do feministycznej dyskusji. Chcą być wielce samowystarczalne i mężczyznami gardzić, tak jak to oni od wieków gardzili nami. W myśl zasady jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. I ja bym takie feministki bardzo chciała usunąć z powierzchni ziemi. Bo to już nie jest feminizm, tylko zawoalowany w feminizmie mizoandryzm, któremu, jak każdej innej formie dyskryminacji, należy się wyłącznie pogarda. Szczególnie, gdy w efekcie tylko zaognia niekończący się konflikt damsko-męski.  

3)    Wizerunek.
Chciałabym móc powiedzieć, że feminizm wcale automatycznie nie kojarzy mi się z gołymi cyckami, paradami równości i jawną agresją (tudzież silną niechęcią) wobec mężczyzn, ale wtedy bym skłamała. Taki wizerunek feministki zakodowało mi w podświadomości (i, jak zakładam, również wszystkim innym) społeczeństwo. Jest więcej niż pewne, że teraz już zawsze znajdzie się ktoś, kto feministkę zdefiniuje jako krzykliwą kobietę nienawidzącą mężczyzn, a nie osobę walczącą o równe prawa. Ot, kolejne błędne koło, które bruździ ważnej (społecznie) idei. No bo przecież koło jakiejkolwiek formy fanatyzmu nie można dziś przejść obojętnie: w starciu medialnym, czas antenowy zawsze pierwsza dostanie feminazistka, a nie feministka.

4)    Kobiecość.
W myśl zasady: walczmy o kobiecość, zwalczając kobiecość. No jasne, bo przecież wszystkie „feministki” chcą w kopalniach pracować, w drzwiach panów przepuszczać, zarost nosić i jaja w spodniach sobie hodować. Jak już ten feminizm dotyczy bezpośrednio kobiet, to, litości, nie odbierajmy sobie tej kobiecości na własne życzenie! Faktem jest, że ja, jak mało kto, w pełni zgadzam się z tym, że kobiecość nigdy nie jest jednowymiarowa – ogólnie jestem raczej przeciwko wszelkim damskim stereotypom: kobieta wcale nie musi być słodka, ładna, jedwabna i powabna, ani też ułożona, grzeczna czy delikatna. Bycie kobietą wymaga wyłącznie bycia nią w swoim własnym odczuciu. Więc jeśli czyjąś kobiecość definiuje garniak czy zapierdol w kopalni: proszę bardzo, droga wolna. Tylko po co przy tym innym kobietom wmawiać, że granie w męską grę jest jedyną drogą do wyzwolenia uciśnionych, skoro to gówno prawda, bo działa wręcz odwrotnie? Feminizm kobiecość (w każdym wymiarze) powinien bezkrytycznie wspierać, a nie jeszcze dzielić pałką po głowie.

Pominęłam coś ważnego?
Jakie jest wasze zdanie na temat feminizmu?

2 komentarze:

  1. Dobry komentarz, feminizm w prawidłowym ujęciu nie powinien obrażać innych czy dzielić na kategorie lepszy-gorszy/ z nami/ przeciwko nam a łączyć. Niestety zawsze najbardziej słychać tych którzy najgłośniej krzyczą, a w przypadku feministek to często sfrustrowane kobiety ogarnięte chęcią zemsty na całej męskiej populacji lub wyzwolone ideolożki, które chcą zrównania praw nawet w takich dziedzinach jak słowotwórstwo. Feminizm feminizmem ale kwestie historyczne też mają znaczenie - np. język kształtował się w czasach patriarchatu i tyle. Wszystkie profesorki, "premierki?", minstry itp. to źle brzmiący wybryk wyobraźni niedowartościowanych kobiet. Jeśli wizerunek feministek tworzą tego typu działaczki to nic w tym dziwnego, że osoby o podobnych poglądach po prostu się do nich nie przyznają. Btw. - Fajna fotka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że jakby wszystkie feministki miały takie zdrowe podejście jak Ty, to by to wyglądało zupełnie inaczej :)

    OdpowiedzUsuń