18.04.2016

Zmęczony student

...to sfrustrowany student. 

Gdy w czerwcu zeszłego roku z ulgą decydowałam się na przedłużenie magisterki i studia podyplomowe, nie bardzo potrafiłam wyobrazić sobie życie bez studiów, bo to, co rozpościerało się po nich ziało na mnie jedną wielką czarną dziurą, której panicznie się bałam. Dziś, odczuwając wyraźne (i słuszne) zmęczenie studenckim materiałem (czemu wyraz poniekąd dałam tutaj i tutaj), nie mogę się doczekać aż wreszcie w tą straszliwą, czarną dziurę wskoczę. To nie tak, że mój paniczny strach przez te ostatnie miesiące zmalał – ja po prostu wreszcie czuję ekscytację tym co nowe, obce i nieznane. A to znak, na który czekałam: nadszedł czas by domknąć stare rozdziały, powiedzieć „do zobaczenia” i ruszać po nowe.
Bo mam już naprawdę dość: studentów, wykładowców i uczelnianych murów.


Student jaki jest, każdy widzi. Dużo ma się z tego tytułu przywilejów i za nimi na pewno będę tęsknić, ale jestem już gotowa je poświęcić. I to nie tylko na rzecz nowych przywilejów (i licznych obowiązków,sadly), ale przede wszystkim na rzecz świętego spokoju. Dotarłam bowiem do momentu, w którym siedzenie z grupą przejętych ludzi na naprawdę przeciętnych (lub w ogóle nudnych) zajęciach w klaustrofobicznych salach doprowadza mnie do białej gorączki. Prześciganie się w odpowiedziach i punktacjach na testach, czy licytacja najlepszych prac domowych kompletnie mnie już nie interesują. Nie czuję już potrzeby udowadniania czegokolwiek komukolwiek. Chyba że sobie, a tego przecież nie muszę robić na forum. Fajnie jest być studentem dopóki z tego nie wyrośniesz. A ja już chyba wyrosłam.
Wykładowca jaki jest, też każdy widzi. Mnie (poza nielicznymi wyjątkami) zbrzydli już do tego stopnia, że wrzuciłam ich do jednego worka z podpisem „unikać”. Mam dość wysłuchiwania jaka to niedoinformowana i głupia jestem. Bo na studia poszłam. Bo jakim prawem nie wiem tego i tamtego? Że ja nie przyszłam na studia, żeby mnie przepytywali, testowali i do odwalania czarnej roboty wykorzystywali? Że ja tam niby po nową wiedzę przyszłam? Do kogo? Do wielkogłowych „profesoruf” przez duże P, którzy wyżej srają niż dupę mają, a studentów traktują jak bezmózgie ścierwo? Do maniakalnych doktorów z patologiczną tendencją do nadużywania władzy? Do niespełnionych, pogubionych magistrów, którzy sami nie wiedzą, co tam właściwie robią i ochoczo oddają zajęcia w ręce studenckich prezentacji przekopiowanych z Wikipedii? Do tych znużonych i życiem ukaranych, którzy odliczają czas do końca zajęć z większą gorliwością niż student na kacu stulecia? Czy może dwulicowych słodziaków, którzy jawnie dzielą studentów na tych zdolnych, mniej zdolnych i ulubionych, którym w przydziale przypadają wszystkie możliwe punkty dodatkowe?
A uczelnia? Wylęgarnia wyżej wymienionych Wielkogłowych. Bo jak już się uczy na prestiżowej uczelni słynnej w całym kraju, to przecież musi się być najlepszym. Żadnej pokory, samodoskonalenia, chęci zmiany, eksplorowania, otwierania się na inne, nowe, a już na pewno nie na krytykę. Bo kto śmie konkurować z kilkusetletnią tradycją? Kto śmie podważać książkowe autorytety? Byłam, widziałam. Liznęłam uczelni małej i stosunkowo nieznaczącej oraz dużej i liczącej się. Gdybym musiała, prędzej wróciłabym do tej małej, choć narzekałam na nią jak na mało co. Życie uczy człowieka (o ile nie jest z prestiżowej uczelni) pokory. Ja już się na ten prestiż więcej nabrać nie dam. I smuci mnie, że on ciągle coś znaczy: szczęśliwie coraz mniej, owszem, ale jednak wciąż „lepiej mieć papier z UJotu”.
Naprawdę mam dość. I cichą nadzieję, że tą frustrację uda mi się przekuć w motywację na doprowadzenie do finiszu moich wszystkich studenckich zobowiązań.

Na koniec, zanim coś / ktoś, przypominam, że ten tekst to typowa, frustracyjna hiperbola. Po drugiej stronie tęczy (dla jej zrównoważenia) możecie przeczytać edukacji (którą chwalę), o moim świadomym studiowaniu, które pełne było (jest?) pasji, a w krótkiej wyliczance nawet o nauczycielu, który został moim życiowym Guru ;)

Kto wie, może kiedyś jeszcze do studiowania zatęsknię (i nawet wrócę), ale na ten moment bardzo chcę się go z mojego życia pozbyć.

1 komentarz:

  1. Jak ja czuję bardzo ten wpis :D Może nie aż do tego stopnia, ale też już nie mogę się doczekać aż skończę studia. Bo zaczynam mieć trudności z wysiedzeniem półtorej godziny na wykładzie, bo wolę sama zdobywać wiedzę tam gdzie chcę i kiedy chcę, bo zaczynają mnie interesować inne rzeczy i nieco inny styl życia. Nie wykluczam kiedyś możliwości studiowania, może na nieco innych zasadach, może w innym tempie, ale na chwilę obecną, chwila postawienia ostatniej kropki na pracy magisterskiej będzie chwilą błogosławioną. Cieszę się, że poszłam na studia, że wszystko wyszło jak wyszło i będę z radością wspominać ten okres mojego zycia, ale... dość. Zdecydowanie koniec z tym, póki co :D

    OdpowiedzUsuń