29.02.2016

Egzaminy są do kitu

Sesja egzaminacyjna za nami, więc można sobie, bez zbędnego nadstawiania karku, ponarzekać na akademicki (i edukacyjny tak w ogóle) system. Bo ja, poza wkurwianiem się na moje studia podyplomowe (które miały być spełnieniem marzeń, a okazały się bardziej udręką niż pomocą na drodze do celu), bardzo nie lubię egzaminów.
Nigdy ich nie lubiłam, bo nigdy nie byłam w nich szczególnie dobra. Ale dobitnie zdałam sobie z ich beznadziejności sprawę, gdy po tygodniu spędzonym w Alpach, wróciłam do Krakowa prosto na egzamin. Egzamin po bardzo długiej przerwie.
Zasiadłam przy stoliku, podpisałam kartkę w odpowiednim miejscu i zakasałam rękawy do roboty. Przez pierwsze parędziesiąt sekund miałam bardzo pozytywne podejście. Po minucie mój entuzjazm opadł, bo w pierwszym zadaniu odpowiedzi byłam pewna tylko dwóch. A najgorsze, co może ci się przydarzyć na egzaminie to niepewność. Ewentualnie ta fałszywa, podstępna pewność, która zawsze prowadzi na manowce.

22.02.2016

Bo to zły człowiek był

Kiedyś, po siedmiu godzinach spędzonych na uczelni, mając godzinę na zbyciu jak zwykle wpadłam do Havany na herbatkę i przeprowadziłam randomową, ale za to bardzo głęboką rozmowę z pewnym Irlandczykiem, który ładował w kuchni swojego iphone’a. I choć zaczęliśmy od chujowych ładowarek i niezastąpioności herbaty, to nie owijaliśmy w bawełnę i od tego, co robi w Krakowie (odwiedza przyjaciół, którym właśnie urodziła się córka) szybko przeszliśmy do dalekosiężnych planów, toksycznych związków, mentalnych problemów i życiowych filozofii. Waliliśmy wnioskami i doświadczeniami jak z karabinu maszynowego, bez żadnych ogródek. Uwielbiam takie rozmowy najbardziej na świecie!
No i będąc przy temacie toksycznych związków, wciąż gorliwie potakując głową i rzucając kolejne „yeahexactly”, uświadomiłam sobie jedną, bardzo oczywistą (a jednak jakby nową) rzecz: zwykliśmy (niesłusznie!) za niepowodzenie winić drugą osobę, a nie związek. A to nigdy nie powinno sprowadzać się do drugiej osoby. Bo to nie ona była tutaj zła.


15.02.2016

7 mniej wesołych wniosków z pracy

Powszechnie wiadomym już jest, że pracuję w party hostelu w samym centrum Krakowa i tę pracę bardzo lubię. Od kilku dobrych miesięcy niewiele innych tematów można ze mną w ogóle poruszyć. Jestem od tych ludzi i tego specyficznego tempa poważnie uzależniona. Ale tak jak rozpływałam się tutaj nad zbawiennym tej pracy wpływem, tak teraz przyszedł czas na minusy, czy raczej oczywiste oczywistości, które praca skutecznie mi odświeża.


8.02.2016

Żeby nie zgłupieć

Siedzę na tym niby-to-wygodnym, zielonym krześle już trzecią godzinę. Przerwa jest, wyłożyłam na ławkę Kindle’a i zagryzam jabłko, gdy koleżanki i koledzy przerywają swoje radosne anegdoty o dzieciach i/lub kotach, i słyszę za plecami:
– Ja tak sobie czasem chodzę na studia jakieś właśnie, żeby nie zgłupieć.
Koduję informację, która nieco zlała mi się z czytanym właśnie opowiadaniem i marszczę czoło. Dociera, co usłyszałam. I mam ochotę uciekać. Z krzykiem.


1.02.2016

Dear brain, please shut up

Wszystkie znamy to z autopsji: Asia nie lubi swojego nosa, Kasia narzeka na łydki, Martyna chętnie przeszczepiłaby sobie cudze włosy, Magda nienawidzi swojego brzucha, a Natalia notorycznie zasłania ręką uśmiech, bo nie cierpi swoich zębów.
Ja te swoje bolączki również mam, ale im starsza jestem, tym mniej się przejmuję swoim wielkim tyłkiem czy kwadratowym uśmiechem, a za to z minuty na minutę coraz bardziej wkurwiam się na swój mózg. Z którego to powodu, średnio kilka razy dziennie, nucę w myślach (dla mnie już kultowy) kawałek Misi FFmój mózg działa, jak on działa, nic nie działa, nabić działa działami łami bum bum bum. W mózg.
Bo czasem to by mu się przydało oberwać z działa. Serio.