Po obejrzeniu polskiego filmu godnego polecenia (Body/Ciało), siedzimy sobie z koleżanką na ławce na Plantach, wpieprzamy przesłodzone lody z McDonalda i z wyraźnym niesmakiem obserwujemy parę obściskującą się pięć ławek dalej. I wtedy przypomina nam się to jedno zabawne zdanie, które padło w ww. filmie: stare panny co do drzew się przytulają.
W kąśliwym komentarzu zauważamy, że tych uciążliwych starych panien przy drzewach jakoś wciąż jeszcze nie uświadczyłyśmy, a za to na widok obściskujących się par na Plantach (i we wszystkich innych miejscach publicznych) narażone jesteśmy za każdym razem, gdy decydujemy się wyjść z domu. Szybko dochodzimy też do zgodnego wniosku, że przytulanie drzew wcale nie brzmi tak źle, szczególnie jeśli mogą to być brzozy. Lepsza bowiem brzoza (czy nawet dąb), niż skończony idiota. Bo, tak w ogóle, to na związki – szczególnie te pokroju pięciu ławek dalej – jesteśmy chyba jednak za mądre.
[na zdjęciu Maja]
Zatrważająco często słyszę od starszych od siebie wiekiem i doświadczeniem osób, że nie mogę całe życie oczekiwać chodzącego ideału, który na dodatek sam zdecyduje się skrzyżować swoją drogę z moją ścieżką. Dobrodusznie radzi mi się zaprzestać patrzenia na wszystkich z góry (wszak przecież sama idealna nie jestem) i zaleca się znaczne obniżenie wymagań. Inaczej – o zgrozo! – nigdy nikogo sobie nie znajdę.
Nie żeby ktoś wcześniej spytał, czy w ogóle szukam.